Pamiętniki chłopów. Zapomniani żołnierze polscy w carskich mundurach.

19 lutego 2022 Off Opublikowane przez Redaktor LTG

Artykuł Bogdana Nowaka pt. Pamiętniki chłopów. Zapomniani żołnierze polscy w carskich mundurach opublikowany na łamach Kuriera Lubelskiego dn. 12 listopada 2021 roku. Dzięki życzliwości p.o. Redaktora Naczelnego Pana Wojciecha Pokory mogliśmy opublikować artykuł na stronie projektu.

 

Wcielono ich do carskiej armii. Wśród nich były tysiące żołnierzy pochodzenia chłopskiego z naszego regionu. Ich doświadczenie i umiejętności wojskowe bardzo przydały się potem: w odrodzonej, niepodległej Polsce. Nie tylko takie są ich zasługi.

„Miałem wówczas lat 20 i zaraz w styczniu 1915 r. zostałem wzięty do wojska rosyjskiego i wywieziony aż za Wołgę do miasta Samary. Powróciłem z Rosji trzeciego maja 1922 r. Ojca zastałem jeszcze przy życiu, ale już niedołężnego” – pisał w swoim pamiętniku mężczyzna, który przedstawił się jako kowal z powiatu puławskiego. „18-morgowa gospodarka wyniszczona długą wojną i opuszczona, gdyż nie miał kto pracować i dojrzeć najemników, bo trzech starszych braci prócz mnie było na wojnie, jeden w Ameryce”

Najpiękniejsze lata oddałem wrogom

W latach 30. ub. wieku Instytut Gospodarstwa Społecznego wydał „Pamiętniki chłopów”. Były one nadsyłane na konkurs zorganizowany przez tę instytucję jesienią 1933 r. Włościanie dowiadywali się o tym przedsięwzięciu głównie poprzez prasę („Zielony Sztandar”, Gospodarz Polski”, „Gazeta Chłopska”, „Społem” itp.). Odzew był ogromny.

Rękopisy nadsyłano do IGS przez kilka miesięcy, z całego kraju. Zgromadzono ich aż 498. Wśród zebranych, zwykle anonimowych wspomnień znalazły się relacje gospodarzy z Lubelszczyzny. Owi chłopi opowiadali o dziejach swoich rodzin, wywnętrzali się z codziennych trosk, pragnień i kłopotów. Wspominali też służbę w carskim, a potem polskim wojsku, w którym walczyli o niepodległość i suwerenność kraju. Losy wielu z nich były bardzo smutne.

„Dnia 5 listopada 1875 roku przyszedłem na świat w chacie chłopskiej, niskiej, czarnej i okopconej i w niej rozpocząłem nędzny żywot dziecka chłopskiego” – pisał mężczyzna o imieniu Jakub, średniorolny gospodarz na „świeżo skomasowanej osadzie” w powiecie zamojskim. „Byłem dopiero drugi, przede mną bowiem urodził się brat Jasiek. Później pamiętam, że co parę lat przychodziło na świat moje młodsze rodzeństwo, tak, że ostatecznie było nas wszystkich ośmioro, czterech braci i cztery siostry”

Mężczyzna mieszkał w dzieciństwie we wsi Błonie (dziś to przedmieście Szczebrzeszyna). Uczęszczał do rosyjskiej szkoły. Uczył się tam – jak pisze – „cztery zimy”. Na tym skończyła się jego edukacja.

”Po jej ukończeniu zajęli mię już rodzice do pracy na roli, której było około szesnastu mórg (jedna morga to ok. pół hektara – dop. autor). Tak pracowałem na ojcowskim zagonie przez siedem lat” – czytamy we wspomnieniach Jakuba”. „W roku 1897 zabrano mnie do wojska. Przez pięć lat odbyłem twardą służbę wojskową w 21 pułku dragonów białoruskich. Pułk ten znajdował się we Włodzimierzu Wołyńskim. Często podczas ćwiczeń myślałem, że najpiękniejsze lata muszę oddawać dla swych wrogów, którzy ciemiężą moich współrodaków”.

W 1902 r. Jakub wrócił do rodzinnego domu. Wtedy postanowił się ożenić z dziewczyną z rodzinnej wsi. Widać, że spodobał się wybrance swojego serca oraz jej rodzicom, bo w 1903 r. młodzi zawarli związek małżeński.

Los ich nie oszczędzał. Młoda żona stale chorowała, nie mieli też dzieci. Autor wspomnień obawiał się, że młoda kobieta umrze. Tak się stało w 1910 r. Wówczas Jakub postanowił znowu się ożenić. W sąsiedniej wsi mieszkała wdowa z trojgiem dzieci. Miała ona też grunt po zmarłym mężu.

Gdy wybuchła Wielka Wojna

„W styczniu 1912 r. związałem się z tą kobietą i rozpocząłem własne, samodzielne gospodarowanie” – czytamy dalej. „Ojciec mój dał mi około dwóch morgów, żona posiadała swej ojcowizny do sześciu mórg oraz ten kawałek ziemi po pierwszym mężu. Całe więc gospodarstwo liczyło do dziesięciu mórg ornej ziemi”.

Rodzina nie biedowała. Wydawało się, że wszystko potoczy się teraz właściwymi torami. Tak się nie stało.14 maja (1914 r. ) pożar strawił ich rodzinny dom i zabudowania w miejscowości Rozłopy (gm. Szczebrzeszyn). A potem… wybuchła Wielka Wojna.

„Przyszedł pamiętny dzień pierwszego sierpnia 1914 r. Rankiem dostałem zawiadomienie od sołtysa, że car ogłosił mobilizację i, że ja muszę jechać na wojnę” – wspominał. „Pożegnałem żonę i czworo małych, bo liczących od ośmiu lat do jednego roku, dzieci. Przydzielony zostałem do artylerji i tam pełniłem funkcję amunicyjnego. Za wiele trzeba by było poświęcić czasu, żeby opisać te wszystkie tułaczki moje na wojnie”.

Autor tę część swojej biografii rzeczywiście we wspomnieniach pominął. Tak jakby kilka lat życia chciał po prostu wymazać z pamięci. „Aż przyszła wreszcie jesień 1917 r.” – notował jednak dalej. „Rozpoczęła się rewolucja i ostatecznie w listopadzie tegoż roku zostałem zwolniony z armii rosyjskiej. Do kraju jednak nie mogłem jeszcze wrócić. W Rosji tymczasem szalała w całej pełni rewolucja. Musiałem więc na pewien czas postarać się o jakie zajęcie”.

Jakub podjął pracę w Jekaterynosławiu „w fabryce żelaznej”, która właśnie przeszła w ręce Bolszewików. „W tej to fabryce pracowałem do czerwca roku 1918” – pisał. „Przy końcu tego miesiąca otrzymałem wszystkie dokumenty pozwalające mi wrócić do rodzinnego kraju”.

Dotarł do zniszczonego podczas pożaru domu. Chatę udało mu się odbudować dopiero w 1920 r. Po jakimś czasie jego gospodarstwo wzrosło do 23 mórg ornej ziemi. Obrabiał ją nie żałując sił. Miał też cztery mleczne krowy oraz m.in., dwa dobre, rosłe konie.

„Taki już widocznie twardy los chłopski, że wszystko muszę zdobywać z ogromnym wysiłkiem, wkładając w to ostatnią krwawicę swoją” – pisał z żalem Jakub.

Jego los nie był odosobniony. Przed I wojną światową we wszystkich armiach zaborczych służyło w sumie ponad 415 tys. Polaków, z czego w armii austro-węgierskiej ponad 99 tys, w armii niemieckiej – 48 tys., w rosyjskiej ponad – 286 tys (tam trafiali głównie mieszkańcy naszego regionu). Gdy wybuchła I wojna światowa zmobilizowano do zaborczych armii aż 3 mln 376 tys. żołnierzy polskiego pochodzenia (chodzi o lata 1914-1918), w tym wielu chłopów.

W samej Armii Rosyjskiej takich wojaków było w tym czasie ponad 1 mln 195 tys. Znaczna część z nich wojny nie przeżyła. Wiele tysięcy żołnierzy trafiło także do niemieckiej lub austro-węgierskiej niewoli.

Tęsknota za wolnością

Dzięki spisanym wspomnieniom, pożółkłym dokumentom czy np. zachowanym kartom pocztowym nie wszyscy pozostali anonimowi. Jednak ich losy musimy często odtwarzać dosłownie ze skrawków ocalałych wspomnień.

Oto przykład: „Olek! Chociaż Tyś starszy przyjm tym razem, szczerą z głębi duszy płynącą radę, młodszego brata Twojego, by słowa moje, postaraj się, nie tylko czczym frazesem zostały! – pisał w październiku 1917 r. Włodzimierz Polaczek, żołnierz armii rosyjskiej z obozu jenieckiego w miejscowości Jezierna (chodzi o miasto na Ukrainie w obwodzie tarnopolskim). „A tak mało, weź kartkę zaadresuj, teraz trochę trudu, napisz dużo, dużo… o sobie, Tamirze, dzieciach, mym chrześniaku, domu… o wszystkiem! A dusza moja radować się i mile wspominać Cię po wszystkie dni niewoli będzie”.

Te prośby zostały wysłanie na specjalnej karcie pocztowej dla jeńców, wydanej przez Krajowy Oddział Austriackiego Czerwonego Krzyża w Krakowie. Nie wiadomo w jakich okolicznościach Włodzimierz Polaczek trafił do austro-węgierskiej niewoli. W tym czasie carska Rosja – targana strajkami i opanowana „gwałtownym ruchem rewolucyjnym” – była już w rozkładzie.

Wiadomo, że nadawca wysłał kartkę do brata z fabryki cukru znajdującej się w miejscowości Jezierna (stacja pocztowa „Biała Cerkiew”) w ówczesnej guberni Kijowskiej. Kiedyś było to miasteczko, teraz miejscowość stała się wsią i nosi nazwę Ozerna. Jeszcze w XIX wieku wybudowano tam stację kolejową znajdującą się przy ważnej linii Tarnopol-Lwów. Nadal można w Ozernie oglądać m.in. wybudowany w XIX w. kościół pod wezwaniem św. Józefa, cerkiew św. Trójcy (z 1908 r.) oraz ruiny ufundowanego przez Jakuba Sobieskiego, XVII-wiecznego zamku nad rzeką.

Czy funkcjonował tam podczas I wojny obóz dla jeńców armii rosyjskiej, a może Włodzimierz Polaczek został jedynie oddelegowany (jako jeniec) do jakiejś pracy w zakładzie przemysłowym i stamtąd wysłał kartkę do brata? Nie wiadomo, a sam autor o tym nie wspomniał.

Z treści pisma, które na pewno było ocenzurowane, przebija olbrzymia tęsknota za rodziną, wolnością i normalnym życiem. Brat Włodzimierza Polaczka – Aleksander mieszkał wówczas w Wieliczce, zatem nadawca miał do domu naprawdę daleko.
Nie wiemy jak potoczyły się losy obu mężczyzn.

Karta została jakiś czas temu kupiona przez nas od jednego z kolekcjonerów. Jest wzruszającym świadectwem minionego czasu. Możliwość zajrzenia w życie (i emocje) polskiego żołnierza rosyjskiej armii z czasów I wojny światowej jest niezwykle cenna.

Stanęli do walki z Bolszewikami

W zbiorowej świadomości Polaków zwykle funkcjonują Legiony Polskie, Pierwsza Kompania Kadrowa czy Błękitna Armia – czyli Armia Polska działająca we Francji (ostatnim jej dowódcą był Józef Haller). To te formacje kojarzą się nam głównie z odzyskiwaniem niepodległości przez nasz kraj. Tymczasem Polacy walczący w armii rosyjskiej również marzyli o wolnej Ojczyźnie. Warto przypomnieć, że w latach 1914-1918, po stronie rosyjskiej walczyły polskie oddziały zwane Białymi Legionami. Ci dzielni żołnierze nosili wprawdzie mundury carskiej armii, ale nad ich głowach powiewały polskie sztandary.

Pierwszą taką formacją bojową był Legion Puławski, który liczył w sumie ponad 1 tys. żołnierzy. Potem przerodził się on w ponad 30-tysięczny Korpus Polski pod dowództwem gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego. Do tego korpusu zaciągali się Polacy służący wcześniej w innych jednostkach rosyjskiej armii (ale także np. w Dywizji Strzelców Polskich).

Ich losy były niezwykłe. Gdy wybuchła Rewolucja Październikowa carska armia uległa rozkładowi. Nie dotyczyło to jednak oddziałów skupiających Polaków. W 1917 r. walczyli oni zwycięsko np. z Bolszewikami o twierdzę Bobrujsk. Bili się także pod Jasieniem, Tatarką, Osipowiczami i m.in. Rohaczewem.

W Białych Legionach pokładano wielkie nadzieje. Niektórzy uważali nawet, że to one ostatecznie wyzwolą nasz kraj spod okupacji wszystkich zaborców. To się jednak nie udało. Latem 1918 r. polskie formacje w Rosji musiały bowiem skapitulować przed armią niemiecką. Zostały one wówczas rozwiązane, ale – co bardzo ważne – ich żołnierze weszli później w skład odrodzonego Wojska Polskiego.

– Bez wątpienia wytyczyli oni jedną z dróg naszego kraju do uzyskania niepodległości – mówi dr Jarosław Pałka, historyk wojskowości z warszawskiego Domu Spotkań z Historią. – Należy jednak pamiętać, że w początkowych latach I wojny światowej w tzw. opcji rosyjskiej nie myślano o tym, że naszemu krajowi uda się odzyskać suwerenność. To wydawało się po prostu nierealne. To się zmieniło dopiero później, gdy carska Rosja zaczęła się chwiać w posadach. Problematyczna wydaje się także sprawa uświadomienia narodowościowego polskich chłopów, którzy musieli służyć w zaborczych armiach, także w rosyjskiej. Bez wątpienia jednak w odrodzonej Polsce ich umiejętności wojskowe i doświadczenie bardzo się przydały.

Niedawno wyszła książka Wojciecha Jerzego Muszyńskiego pt. „Białe Legiony 1914-1918. Od Legionu Puławskiego do I Korpusu Polskiego”. Autor podkreśla w tej publikacji, iż opisywane przez niego formacje stały się „kuźnią kadr odradzającego się Wojska Polskiego oraz walnie przyczyniły się do umocnienia świeżo odzyskanej niepodległości i obrony kraju przed bolszewicką inwazją w 1920 r.” Zanotował także: „Warto przypomnieć, że to żołnierze polskich formacji w Rosji pierwsi stanęli do walki zbrojnej z bolszewizmem i w batalii tej zwyciężyli”.

Dzięki książce Wojciecha Jerzego Muszyńskiego możemy dokładnie poznać historię polskich formacji działających w armii rosyjskiej oraz m.in. prześledzić ich szlak bojowy. W publikacji (została wydana przez Instytut Pamięci Narodowej) zamieszczono także wiele starych zdjęć oraz m.in. mapy. W zestawieniu z „Pamiętnikami chłopów” oraz innymi, archiwalnymi dokumentami tworzą one niezwykłą, wielowarstwową układankę. Widać dzięki niej jak wykuwała się odrodzona Polska.

Wzruszające są także dzieje pojedynczych ludzi, którzy musieli żyć w tym wyjątkowo trudnym czasie. Ich potrzeby i dążenia czasami wydają się dzisiaj zwyczajne, wręcz prozaiczne.

Będę mógł się czegoś dorobić

„Ojciec mój nie miał swej własności, gdyż jako syn powstańca z 1863 r., po upadku którego ratował się ucieczką z Kaliskiego na Wołyń, unikając w ten sposób zsyłki na Sybir” – notował anonimowy, małorolny gospodarz z powiatu hrubieszowskiego. „Ja urodziłem się na Wołyniu i nie otrzymałem po ojcu żadnego spadku. W roku 1918 wstąpiłem do Wojska Polskiego jako ochotnik, gdzie przesłużyłem cztery lata, w tem dwa lata na froncie”.

O szczegółach tej służby nawet we wspomnieniach nie napomknął. Wiadomo jednak, że po powrocie z wojska ów gospodarz osiedlił się w Horodle.

„Założyłem sobie małe gospodarstwo w tej nadziei, że teraz w Wolnej Polsce, nareście (pisownia oryginalna) będę mógł się czegoś dorobić” – zanotował w swoich wspomnieniach. „Nie tak jak za czasów zaborców, przez których ojciec mój był skazany na tułaczkę”.